Ledwo zdążyliśmy rozpocząć nowy rok szkolny, dla większości z nas po raz pierwszy w Pro Futuro, „dyro” zarządził wyjazd . Wyruszyliśmy na niesamowity wyjazd integracyjny. Po przyjeździe na start rajdu kajakowego, do miejscowości o czarującej nazwie: Zgon, rozstawiliśmy namioty, wpakowaliśmy do nich śpiwory i udaliśmy się na kolację. Kanapki przygotowane własnoręcznie i jedzenie prosto z menażek smakują zupełnie inaczej.
No i potem się zaczęło: poznawaliśmy się dość szczegółowo począwszy od dat urodzenia poprzez wzrost, rozmiar buta, wagę i różne podobne szczegóły. Zabawa:„Pocałuj hipcia!” pozwoliła poznać się niektórym z nas jeszcze dokładniej… Dużo śmiechu i radości!
Noc strasznie zimna! Ledwo zdołaliśmy wyjść rano ze śpiworów. Wspólne śniadanie i perspektywa wejścia do tych małych łódeczek z dwoma dziurami do siedzenia podniosły poziom adrenaliny. Na szczęście słońce rozgrzało nasze przemarznięte po nocy kości.
Te małe łódeczki z podwójnymi wiosłami okazały się być kajakami. I nawet fajnie się w tym pływa! Po kilkudziesięciu kolizjach, pływaniu bokiem lub tyłem, w każdym razie bardzo często nie tam gdzie chcieliśmy wreszcie zdołaliśmy opanować technikę poruszania się po wodzie. To przemieniło nas w demony prędkości.
Najpierw przeprawa przez Jezioro Mokre, które dla nas nie wprawionych kajakarzy okazało się naprawdę mokre. Jeszcze tylko „przenoska” przez jaz i znaleźliśmy się na Krutyni. To chyba najpiękniejszy szlak kajakowy w Polsce. Madzia płynąca z Panią Anetą zapomniała o wiosłowaniu i tylko wzdychała zachwycona „pięknymi okolicznościami przyrody”. Jeszcze kilka pociągnięć wiosłami, kilka zakrętów i dopłynęliśmy na popas. Pani Madzia, wychowawczyni Ib ledwo wysiadła z kajaka. My oczywiście byliśmy jeszcze pełni sił… ale to Pan dyrektor z Panem Tomkiem, naszym pedagogiem musieli wyciągnąć wszystkie kajaki z wody. Noo… oni po prostu chcieli to zrobić
.
Krupnik i gulasz z ryżem, które mieliśmy przyjemność spożyć na obiad, jakoś dziwnie szybko znikały z naszych naczyń. Dokładki zresztą także.
Wieczorem przy ognisku znowu zaczęła się integracja. Tym razem randka w ciemno… Poznaliśmy inne oblicza naszych kolegów i koleżanek (zwłaszcza Mateusza), poznaliśmy ich ukryte pragnienia i plany na przyszłość. Wyłoniły się nowe pary. Mateusz wybrał Anię (dobry wybór!), Zuzia wybrała Wojtka (jeszcze lepszy wybór). Szczęśliwcy wygrali wspólne wiosłowanie dnia następnego w równie „pięknych okolicznościach przyrody”. Noc dużo cieplejsza!
Rano płyniemy dalej. Zakwasy i bąble na rękach radośnie nastrajały do dalszego wiosłowania. Nie, przesadzam. Było naprawdę super, tylko już trochę ciaśniej. Z okazji soboty troszkę turystów się zjechało. W tym miejscu pragniemy podziękować organizatorom wyjazdu z MAKALU TEAM, a zwłaszcza Panu Piotrowi i jego zapasom ciasteczek i słodyczy, którymi nas wspomagał i dożywiał w kryzysowych sytuacjach.
Stacja końcowa w miejscowości Ukta. Dzięki temu, że Pan Tomasz (nasz dyrektor) dopłynął pierwszy na miejsce, czekał na nas jako komitet powitalny, mogliśmy przekonać się czy woda była ciepła, jak było głęboko w rzece i jak się lata z pomostu. Wszyscy bez wyjątku uczyli się latać i pływać. Nasza zemsta miała być sroga! Pan pedagog, też Tomasz, który pomagał Dyrowi w tym niecnym procederze został przez nas wepchnięty ku radości rozwrzeszczanej i wiwatującej gawiedzi. W przypadku „dyra” sprawa okazał się troszkę trudniejsza. Jakoś tak się składało, że zawsze to my lądowaliśmy w wodzie mimo skomasowanych ataków. Farciarz jakiś…. Potem się wyjaśniło… czarny pas w judo… bez komentarza…
Wieczorem kolacja, ognisko, sauna ze wskakiwaniem do rzeki, dyskoteka, rozmowy do późnej nocy o życiu i śmierci i takich tam, po dziesięć osób w namiocie. Cytując naszego starszego kolegę z poprzedniego wyjazdu integracyjnego: „gdyby nie ten wyjazd integracyjny to byśmy się tak nie zintegrowali”.
Było super! Pogoda – super, integracja – super, koleżeństwo – super, obiady Pana Zdzicha – super, nauczyciele – super, kajaki – super!
Za rok też chcemy wyjazd integracyjny!