Marcin: Dzień dobry panie Robercie. Cieszymy się, że przybył Pan do naszej szkoły. Jak się Panu podoba, jakie jest Pana pierwsze wrażenie?
P. Robert: Na razie, po pierwszym oprowadzeniu jestem pod wielkim wrażeniem! Widzę, że macie świetnie urządzone klasy, fajną stołówkę, byłem też na sąsiednim stadionie, niestety nie na waszym stadionie jeszcze, znam plany rozwoju, sam chciałbym do takiej szkoły chodzić.
Marcin: Kim Pan chciał zostać, zanim został sportowcem?
P. Robert: Zanim zostałem sportowcem, bardzo chciałem odkryć jakieś zaginione miasto w dżungli amazońskiej, bądź wspiąć się na szczyty Machu Pichu. Pasjonowała mnie historia, odkrycia geograficzne, i pamiętam jeszcze, że w moim rodzinnym Tarnobrzegu, gdzie wtedy mieszkałem, przeczytałem wszystkie książki na temat starożytności i na temat odkryć archeologicznych. Taką pierwszą, która przeczytałem, i którą polecam każdemu młodemu uczniowi i czytelnikowi, to: ''Gdy słońce było Bogiem''
Marcin: Czy w dzieciństwie był Pan okazem zdrowia?
P. Robert: O nie! Byłem daleki od bycia okazem zdrowia, chociaż okazem byłem całkiem niezłym, nawet chwilami całkiem dużym. Pamiętam, że w wieku lat ośmiu może dziewięciu nie miałem większych kłopotów ze zdrowiem, poza chorobami zakaźnymi, które każdy z nas musiał przeżyć, potem jednak zachorowałem na chorobę reumatyczną, którą leczyłem przez cztery lata i wtedy miałem duże ograniczenie, jeżeli chodzi o sprawność fizyczną. Byłem też pacjentem sanatorium, ciągle brałem leki, zastrzyki, rzadko chodziłem do szkoły, albo jeżeli już chodziłem, to zawsze byłem zagrożony, że będę musiał opuszczać lekcje. Nauczyciele byli uprzedzeni, że kiedy zobaczą u mnie ''maślane'' oczy, oznaczać to będzie, że mam gorączkę. Potem jednak udało mi się wyjść z tej choroby, zostałem nawet judoką przez chwilę. Ten czas już mam za sobą, niemniej jednak z samej aktywności fizycznej nigdy nie zrezygnowałem.
Marcin: Czy każda z olimpiad była dla Pana inna?
P. Robert: Oczywiście, że tak. Każde igrzyska olimpijskie mają inny wyraz. Ma się coraz więcej lat, jest się bardziej dojrzałym…Igrzyska odbywają się w innych miejscach, inne są też cele. Kiedy jechałem do Barcelony, nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak wielka jest to impreza. Potem pojechałem do Atlanty, ale wtedy już dobrze zdawałem sobie sprawę, na jak wielkie jadę igrzyska, już miałem dobrze rozpoznany teren, trasę, klimat. Tam już wygrałem. Następnie , przed wyjazdem do Sydney, przygotowywałem się ze szczególnym namaszczeniem. Postawiłem sobie za cel zdobycie dwóch złotych medali olimpijskich. Udało się, i były to złote medale. Byłem bardzo, bardzo skoncentrowany na tym celu. Ateny były już takimi igrzyskami, którymi tak ładnie chciałem zakończyć moją karierę sportową, chciałem zrobić sobie prezent. Cztery razy startowałem w i igrzyskach, za każdym razem coś innego, za każdy razem inne emocje przeżywałem.
Marcin: Która z nagród była dla Pana największym wyróżnieniem?
P. Robert: Największym wyróżnieniem? Każdy medal olimpijski jest największym trofeum jakie można zdobyć w sporcie. Pamiętam szczególnie jedną nagrodę, która mnie bardzo zaskoczyła. Była wyróżnieniem fair play. Wtedy oceniono moją karierę sportową i jednocześnie zwrócono uwagę na pewien gest, gdy na trasie podałem innemu zawodnikowi napój ( co zresztą było komentowane i pokazywane w TV ). Nigdy o tym nie zapomniałem, to było bardzo miłe wydarzenie jakie miało miejsce na igrzyskach. Zresztą dla młodych odbiorców sportu miało to duże znaczenie.
Marcin: Jak Pan sądzi? Gdyby występował Pan w Pekinie, czy zostałby Pan ponownie mistrzem?
P. Robert: Nie, nie sadzę. Nie zostałbym ponownie mistrzem, ponieważ miałbym już czterdzieści lat, musiałbym kolejne cztery lata trenować i nie wiem czy moje zdrowie by mi na to pozwoliło, by kontynuować moją karierę na najwyższym poziomie. Ponadto chodzi też o motywację do zdobywania medali i jakiegoś rodzaju poświęceń. Mogłoby tej motywacji również zabraknąć. Taki właśnie swój czas miałem zaprogramowany właśnie tylko i wyłącznie do Aten .Do Pekinu nie przewidywałem. Dzisiaj jest mi ciężko gdybać.
Marcin: Czy mam Pan jakież hobby, czy coś jeszcze Pana pasjonuje oprócz sportu?
P. Robert: O tak! To moja miłość do historii, nie da się ukryć, cały czas jakiś sposób kontynuowana od strony takiej czytelniczo-naukowej po podróżniczą. Bardzo lubię też coś dobrego ugotować. Lubię zajmować się fotografowaniem, i mam trochę ciekawych zdjęć w swojej kolekcji. Lubię także śledzić na bieżąco politykę. Nie jest to hobby, jest to raczej taka konieczność, bo lubię być na bieżąco.
Marcin: Czy ma pan jeszcze jakieś marzenie? Co planuj Pan w najbliższym czasie? Czy chce się Pan związać z jakąś firmą lub zrobić cos, by pozostać bardziej znanym, nie tylko w sporcie ale również w biznesie?
P. Robert: Są różne możliwości, i jedną z nich jest możliwość kreowania wizerunku polskiego sportu nie tylko polskiego w TVP. Inne możliwości polegają na współpracy z zawodnikami poziomu i pułapu światowego. Jest pewien dylemat czy, taki czy chcę być ciągle sportowcem wracającym z igrzysk, czy kimś, kto tworzy ciągle coś nowego. Ja chcę jednak tworzyć coś nowego. Mam nadzieję również, że inicjatywy biznesowe jakie podjąłem, organizatorskie dotyczące dużych imprez sportowych, chodów, maratonów dookoła Polski, jak również produkcji sprzętu sportowego o polskim rodowodzie najwyższej jakości, pod znakiem Walker BY ROBERT KORZENIOWSKI. To wszystko pozwoli mi w jakiś sposób dawać sygnał, że sportem już się zajmowałem, sportowcem jestem całe życie, ale nie tylko poprzez sport się wypowiadam.
Marcin: Usłyszeliśmy też, że chce Pan utworzyć pewien ruch, który maiłby nazywać się " Nie każdy może uprawiać jogging, każdy może uprawiać walking " .
P. Robert: To jest bardzo oczywiste, to wychodzi z takiego założenia, ze teraz jest twój ruch, teraz jest nasz ruch. Każdy się rusza, każdy chodzi w mniejszym lub większy zakresie na co dzień. Wystarczy wydłużyć swoją drogę do szkoły, wystarczy trochę wcześniej wysiąść z samochodu, gdy rodzice was podwożą, wystarczy sobie zaplanować taką wycieczkę pieszą na weekend i wziąć udział w jakichś imprezach rekreacyjnych. Ja będę do tego bardzo zachęcał. Amerykanie, na których tak bardzo się wzorujemy, już to robią. Ja jestem przekonany, że amerykanie robiliby to jeszcze lepiej, gdyby mieli swoich mistrzów świata, nigdy jednak jeszcze tak nie było. My mamy sytuację odwrotną, w związku z czym na pewno, na pewno wkrótce samo spacerowanie i szybkie maszerowanie będzie bardzo popularne, nie tylko w Polsce.
Marcin: Dziękuje bardzo za wywiad.
P. Robert: Dziękuję serdecznie. Pozdrawiam!